5:30 rano. Za oknem ciemno i nieprzyjaźnie. Typowa brytyjska pogoda. Staremu służącemu to jednak nie przeszkadza. Wspina się po schodach i uprzejmie, ale zdecydowanie wykonuje swoje zadanie: budzi Anthonego Trollope’a.
Trollope zaczynał pracę na poczcie ok. 9 rano. Wcześniej, przez trzy godziny każdego dnia, zamieniał się w pisarza. Taka dyscyplina dawała niesamowite efekty. W trakcie swojej kariery napisał 63 książki, w tym 47 powieści. Trzymając się morderczego tempa 250 słów na każdy kwadrans pisania, udawało mu się publikować trzy tomy rocznie.
Swój rytuał powtarzał codziennie, przez kilkanaście lat. Bez wyjątków.
Jakim cudem mu się to udało?
Podobno każdy problem da się sprowadzić do najmniejszej składowej, na którą nadbudowane jest wszystko inne. Sukces takich twórców jak Trollope też pewnie ma jakiś swój fundament, o który opiera się reszta.
I gdybym miał wyciągnąć łopatę, żeby dokopać się do tego rdzenia, wydaje mi się, że na samiutkim dole znalazłbym jedno słowo: kontrola. To z kontroli – lub jej braku – wynika to, co dzieje się potem. Albo panujemy nad sytuacją i decydujemy sami, albo wygrywa chaos.
Wiem, to brzmi bardzo banalnie, ale takie właśnie jest.
Kontrolowanie czegoś przez moment jest proste. Każdy potrafi raz pójść pobiegać. Cała trudność polega na tym, że tego stanu nie da się osiągnąć raz na zawsze. To ciągła walka. Regularne bieganie, np. przez kilka lat, wymaga ciągłej pracy nad tym, żeby nie przegrać z lenistwem, czy masą innych obowiązków, które walczą o naszą uwagę.
Wydaje mi się, że Trollope też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że jeśli będzie zależało to wyłącznie od niego, nie utrzyma tempa i straci kontrolę. Dlatego rano miał go postawić na nogi służący. To on nie pozwalał, żeby pisarz zgubił swój rytm. Trollope napisał poźniej, że „to być może właśnie jemu zawdzięczam więcej niż komukolwiek innemu”.
Nasi idole, osoby które odnoszą sukcesy o jakich marzymy albo robiące rzeczy, które wydają się poza naszym zasięgiem, są tak naprawdę taką samą tykającą bombą jak my. Kiedy zapytasz jak im się to wszystko udaje, stają im przed oczami poranki kiedy kompletnie nie mogli wstać z łóżka. Widzą białą kartkę papieru, która godzinami nie chciała się zapełnić. Słyszą tysiące własnych przekleństw z nerwów i zrezygnowania.
Nie ma idealnego sposobu na zarządzanie sobą w czasie, organizację zadań, motywację, wczesne wstawanie itp. Wszystkie rady, które na ten temat usłyszysz być może pomagają odzyskać kontrolę, ale nigdy nie pomogą jej utrzymać raz na zawsze. A to właśnie od tego długofalowego panowania nad sytuacją wszystko zależy.
Lenistwo, odkładanie na później, narzekanie, czy niechęć są w nas na stałe wszczepione i wypływają na górę za każdym razem, kiedy na to pozwolimy.
To jak walka z uzależnieniem. Możesz być trzeźwy przez wiele lat, ale mimo tego nałogowcem pozostaniesz do końca życia. Jeśli chociaż na chwilę stracisz panowanie nad sytuacją, chaos znowu spróbuje przejąć inicjatywę i wszystko zaczyna się od początku.
Genialni twórcy nie mają sekretnych sposobów ani tajemnej wiedzy. Po prostu w długim okresie częściej wygrywa u nich kontrola, niż jej brak.
A u Ciebie?
co o tym myślisz?
komentarze