Wyobraźmy sobie zwyczajną rozmowę na mało znaczący temat. Powiedzmy taką:
— Wiesz, wczoraj ugotowałam super zupę ogórkową.
— Ja za bardzo za nią nie przepadam, wolę pomidorową.
— Ja lubię, przypomina mi wakacje u mojej babci.
— My nigdy nie jeździliśmy do babci. Czasami wpadaliśmy na kilka dni do wujka i on robił wtedy pyszne racuchy.
— Racuchy? Nie cierpię ich! Kojarzą mi się z ociekającą tłuszczem kulką.
My, myself and I
Mimo, że jest to dialog, każda z tych osób mówi praktycznie cały czas wyłącznie o sobie.
W podobny sposób przebiega wiele naszych rozmów każdego dnia. Temat dyskusji jest często jedynie pretekstem do tego, żeby publicznie opowiadać o własnych poglądach i upodobaniach.
Z badań wynika, że średnio 60% czasu w każdej rozmowie poświęcamy na opowiadanie o sobie. Jeśli nie wierzycie, zróbcie test i przez kilka dni uważniej sprawdzajcie o czym toczą się dyskusje wkoło. Gwarantuję, że wynik tych badań się potwierdzi.
Dlaczego tak jest?
Przecież wkoło mamy tyle fascynujących tematów. Masa koncepcji, wydarzeń i problemów tylko czeka żeby poddać je dyskusji, a my wolimy ciągle nawijać o sobie.
Naukowcy zbadali i to.
Do jednego z eksperymentów wykorzystano rezonans magnetyczny. Mówiąc w uproszczeniu, jest to urządzenie, które pozwala badać aktywność i reakcje naszego mózgu w zależności od tego czym się zajmujemy, o czym rozmawiamy albo myślimy.
Osoby biorące udział w badaniu poproszono o to, żeby najpierw opowiedziały o kilku własnych poglądach i cechach charakteru, a następnie o poglądach i cechach znajomych im osób. Okazało się, że w momencie, w którym opowiadamy o sobie, w naszym mózgu aktywują się ośrodki odpowiedzialne za poczucie nagrody i przyjemności. Te same, które sprawiają, że świetnie czujemy się w trakcie pysznej kolacji, uprawiania seksu czy po zażyciu narkotyków.
[offset] [serif weight=”black”]Efekt ten zyskał na sile jeszcze bardziej, kiedy badanych poproszono o opowiadanie o sobie w towarzystwie innych ludzi.
[/serif] [/offset]To badanie wyjaśnia m.in. naszą gigantyczną miłość do mediów społecznościowych. Kochamy opowiadać o tym, co zjedliśmy, kupiliśmy, gdzie i z kim byliśmy. Uwielbiamy relacjonować, wyrażać poglądy i stać w centrum uwagi, bo daje nam to po prostu fizyczną przyjemność. Publikując statusy, zdjęcia i komentarze, dajemy naszemu organizmowi poczucie nagrody i satysfakcji. Spływające lajki i zainteresowanie sprawia, że czujemy się ważni, a każdy z nas to lubi. Nic więc dziwnego, że w mediach społecznościowych aż 80% publikowanych treści dotyczy nas samych.
Lubimy kiedy reflektory skierowane są na nas.Spotlight Effect
To samouwielbienie prowadzi do wielu dalszych następstw. Robienie selfie zabija więcej osób niż ataki rekinów, a nasze postrzeganie świata zaburza często zjawisko określane jako Spotlight Effect.
Polega ono na wyolbrzymianiu tego, ile na nasz temat myślą inni i jak często zwracają na nas uwagę. Kiedy zdajemy sobie sprawę z małej plamki na naszej koszuli, mamy wrażenie, że każdy wkoło też ją zauważa i nas ocenia. Tymczasem często okazuje się, że praktycznie nikt nie zwrócił na nią uwagi.
[offset] [serif weight=”black”]To po prostu nam wydaje się, że jesteśmy ciągle w świetle reflektorów.
[/serif] [/offset]I oczywiście faktycznie, nasz osobisty świat kręci się z reguły koło naszej osoby. Zapominamy jednak, że perspektywa innych jest zupełnie różna. Oni też bardziej skupiają się na sobie.
Egoistyczna komunikacja
To podejście bardzo wyraźnie widać w komunikacji wielu marek. Odbiorców bombardują informacje o produktach, aktualnościach z życia firmy, planach i wynikach. My to, my tamto, o nas, nasze. My, my, my. Mimo, że słyszymy o operowaniu „językiem korzyści” i potrzebach konsumentów, większość reklam i ofert zupełnie nas nie obchodzi, bo nie znajdujemy tam niczego dla siebie.
Więcej niż pudelek
Możecie powiedzieć, że to nieprawda. Że lubimy oglądać życie innych, nie mając z tego niczego dla siebie. Zgadza się, ale fascynacja, to strategia krótkoterminowa. Ciekawość, skandal, czy plotka żywią się chwilą i nie budują trwałej relacji. Za chwilę może pojawić się inny, ciekawszy obiekt do podglądania i uwaga naszej publiczności przeniesie się gdzie indziej.
[offset] [serif weight=”black”]Bo na dłuższą metę inni interesują nas wtedy, kiedy interesują się nami.
[/serif] [/offset]Widać to nawet w zachowaniach gwiazd. Taylor Swift była na ustach całego Internetu nie dlatego, że opowiedziała o sobie, ale dlatego, że poszła do domu zwykłego chłopca i z nim zatańczyła.
Bo my lubimy kiedy światło reflektora jest skierowane na nas. Kiedy nasz rozmówca się nami interesuje, a nie tylko opowiada o sobie.
Bądź dobrym słuchaczem
Jeśli w jakimś stopniu odpowiadamy za komunikację, zajmujemy się marketingiem, prowadzimy bloga, czy własną firmę, znacznie więcej osiągniemy kiedy wcielimy się w rolę dobrego słuchacza, zamiast wygłaszać monologi na własny temat. Powinniśmy inspirować, dawać do myślenia, pomagać, wzbudzać emocje, rozwijać i dawać poczucie tego, że jesteśmy pomocni. To odbiorcy powinni grać pierwsze skrzypce. W treściach, które dostarczymy muszą odnaleźć siebie, własne potrzeby i zainteresowania. Muszą czuć się ważnym elementem tej rozmowy.
Przepis na sukces jest więc prosty: powinniśmy być jak Watson dla Sherlocka, czy Robin dla Batmana. ;) Pozwólmy innym być gwiazdą, ale jednocześnie dajmy poczucie, że bez nas im się nie uda.
co o tym myślisz?
komentarze