W książce Pre-swazja Rober Cialdini opisał rozmowę pewnego marketera z jego potencjalnym klientem1:
Klient: Macie jakieś doświadczenie w marketingu nowych produktów spożywczych?
Marketer: Mamy spore doświadczenie w tych sprawach.
Klient: A czy także w sprzedaży produktów mrożonych?
Marketer: Tak, oczywiście.
Klient: Mrożonych warzyw?
Marketer: W ciągu minionych lat wprowadziliśmy na rynek kilka rodzajów takich produktów.
Klient: Szpinak też?
Merketer: Prawdę mówiąc, tak, szpinak też.
Klient: [pochylając się do przodu, głosem pełnym napięcia] Liściasty czy siekany?
To ten typ historii, która jest śmieszna dlatego, że jest do bólu prawdziwa. Przez kilka lat prowadzenia własnej agencji odpowiedziałem na masę podobnych pytań. Z jakiegoś dziwnego powodu wiele osób uznaje, że lepsze logo np. dla restauracji greckiej zrobi ten, kto ma już w portfolio logo dla restauracji greckiej.
Tymczasem sukces takiego projektu, wynika ze sposobu myślenia, ogólnych doświadczeń i strategicznego podejścia do pracy, a nie znajomości specyficznej branży w najmniejszych detalach . To ostatnie pomaga – nie przeczę – ale zbyt często przywiązuje się do tego przesadną uwagę.
Jednak im mniej czasu spędzam na projektowaniu, a bardziej przyglądam się innym dziedzinom, tym częściej zauważam podobny schemat.
Znanych pisarzy pyta się o to, czy ich notatnik jest w linie, czy w kratkę.
Sukcesu sportowców szukamy w ich obuwiu albo ulubionym śniadaniu.
Wielkich biznesmenów analizujemy pod kątem tego, ile śpią i jaki kolor koszulek ubierają.
Skupiamy się na detalach, małych wyborach i taktyce, zamiast rozmawiać o strategii. Czytamy te same książki, co Bill Gates i dziwimy się, że na koncie nadal świecą pustki.
Skopiowanie jakiegoś rozwiązania wydaje się proste i przyjemne, dlatego lubimy wierzyć, że to wystarczy. Trzeba tylko zatrudnić kogoś, kto robił wcześniej dokładnie to samo, jeść identycznie, jak nasi idole albo zastosować poranny rytuał wielkiego autorytetu. Nie musimy eksperymentować, szukać, czy patrzeć szerzej – wystarczy powielić.
To w większości wypadków nie zadziała.
[offset]
I żeby było jasne – nie chcę powiedzieć, że zauważanie szczegółów jest złe. Nie chcę powiedzieć, że nie warto szukać małych ulepszeń. Wręcz przeciwnie. Po prostu sposób podejścia do tych detali jest szkodliwy.
Wszelkie tego typu rady to inspiracja i dodatek. Coś, co możesz przetestować, dostosować do własnej sytuacji albo wyrzucić do kosza bo zupełnie w Twoim przypadku się nie sprawdza.
Prawdopodobnie to nie tutaj tkwi rozwiązanie Twoich problemów. W ten sposób wręcz pojawi się ich więcej bo porażki zniechęcą i zmarnują czas. A co najgorsze, jeśli za bardzo skupiasz się na analizowaniu taktyki innych, odciąga Cię to od szukania własnych pomysłów.
W różnych dziedzinach, na najwyższym poziomie, to głównie detale decydują o wygranej. Jednak im dalej od topu, tym bardziej są one bezużyteczne i nieprzewidywalne.
Zamiast analizować jak i gdzie, lepiej pytać dlaczego i po co.
Jeśli znana postać przyzna, że sukces zawdzięcza czytaniu książek, nie pytaj co poleca. Zastanów się czy i w jaki sposób czytanie mogłoby pomóc Tobie.
Jeśli wielki sportowiec przyzna, że codziennie rano je owsiankę, nie leć do sklepu po roczny zapas płatków. Pomyśl jak taki schemat możesz odnieść do siebie.
Jeśli wielki pisarz wyzna, że najlepsze dzieła stworzył pod wpływem alkoholu, nie szukaj najbliższego monopolowego. Może po prostu ktoś stara się być bardziej rock and roll’owy niż jest w rzeczywistości.
Skup się na ogólnych założeniach, traktuj takie metody jako inspirację. Diabeł być może i tkwi w szczegółach, ale bardzo często jest to ten typ diabła, który wsadzi Cię do kotła i ugotuje.
[separator]1. Robert Cialdini, Pre-swazja, str. 27-28.
co o tym myślisz?
komentarze