Jaki jest najpopularniejszy sposób na wyłudzenie pieniędzy? Metoda „na spadek”.
Nie ma osoby, które nie dostałaby dziwnego maila ogłaszającego, że odziedziczyliśmy fortunę. Właśnie zmarł nasz nieznany krewny. Tak się złożyło, że był super-bogaty, a przy tym tak samotny, że jedynym dziedzicem jego majątku zostaliśmy my. Wystarczy przelać drobną kwotę na koszty operacyjne i ta-dam, pływamy w pieniądzach jak Sknerus McKwacz.
Kiedy każdy zrozumiał już, że to marne naciąganie, pojawiła się niejaka Pani Genevieve Via Cava i wszystko zepsuła.
Pani Genevieve
Rok temu największe gazety za oceanem opisały historię skromnej nauczycielki, która po śmierci zostawiła okrągły milion dolarów swoim niepełnosprawnym podopiecznym, a kolejne pół miliona różnym organizacjom charytatywnym. Tym razem to nie marna sztuczka. Ta historia wydarzyła się naprawdę.
Wszyscy zachwycali się przez chwilę dobrym sercem Pani Genevieve, ale zaraz potem ktoś zadał bardzo rozsądne pytanie: jak to się u licha stało, że skromna, samotna nauczycielka miała tyle pieniędzy?
Richard Jablonski, jej bliski przyjaciel i wykonawca testamentu, miał na to prostą odpowiedź: przez całe życie oszczędzała. Nie jeździła na wakacje, nie kupowała drogich rzeczy, w ostatnich latach życia odmówiła sobie nawet aparatu słuchowego.
Nie robiła tego z powodu konkretnego celu, czy marzenia. Po prostu taki miała styl, tak była wychowana. Uważała że pieniędzmi nie wolno szastać i trzeba się przygotować na przyszłość.
Większość z nas robi kompletnie odwrotnie.
Nie odkładamy na emeryturę, nie uczymy się niczego nowego, kupujemy masę niepotrzebnych rzeczy i jemy śmieci. Innymi słowy: średnio przejmujemy się tym, co będzie za jakiś czas. Potrzeby, które mamy tu i teraz są ważniejsze.
Jak to się dzieje, że niektórzy – jak Pani Via Cava – potrafią zdobyć się na tyle wyrzeczeń i myśleć w długim okresie, a inni żyją po prostu z dnia na dzień?
Na kiedy dostawa?
Grupa naukowców z uniwersytetu w Pensylwanii postanowiła zajrzeć do koszyków ludzi robiących zakupy spożywcze z dostawą do domu. Nie interesował ich jednak ulubiony smak chipsów – szukali trochę głębiej i zwracali uwagę przede wszystkim na czas.
Naukowcy udowodnili, że to, na kiedy umawiamy dostawę, wpływa na to co zamawiamy. Jeśli klienci zamawiali ją z kilkudniowym wyprzedzeniem, wydawali mniej pieniędzy niż osoby, które wybierały dostawę następnego dnia.
Im bardziej oddalony był czas dostawy, tym bardziej racjonalne były także wybory. Klienci planujący z wyprzedzeniem, zamawiali np. więcej warzyw, a mniej słodyczy.
Psychologowie nazywają to zjawisko Złudzeniem Teraźniejszości (ang. Present Bias). Mówi ono o tym, że im bliższa i bardziej realna jest nagroda, tym słabsza jest nasza silna wola i mniej rozsądnie wybieramy. Zdecydowanie łatwiej jest nam podejmować przemyślane decyzje dotyczące przyszłości niż zachowywać się rozsądnie tu i teraz.
Po co nam cierpliwość?
To nieszczęsne Złudzenie Teraźniejszości strasznie nam przeszkadza.
Chcemy mieć popularnego bloga, ale zamiast regularnie pisać, zostajemy mistrzami w Fifę. Marzy nam się sześciopak, ale Netflix wygrywa z siłownią. Emeryturę chcemy spędzić pod palmami, ale zamiast oszczędności mamy nowe AirMaxy. Nie lubimy czekać. Wszyscy – ze mną na czele – wolimy to, co łatwe, przyjemne i dostępne od razu. Będziemy martwić się potem, prawda?
Problem polega na tym, że te cele, które dają naprawdę fajne nagrody, wymagają cierpliwości.
Marka, zdrowie, kariera, związek, wiedza, majątek – tego nie zdobędziesz w jeden dzień.
Duże, długofalowe projekty dają największe korzyści, ale jednocześnie duże i długofalowe projekty są tym, co wychodzi nam najgorzej.
Czy da się coś z tym zrobić?
Jak zacząć myśleć o przyszłości?
Szczerze mówiąc – nie wiem. 🙂 Ale jestem pewien, że myślenie o przyszłości to nie jest wrodzony talent. Tego można się nauczyć. Sam ciągle z tym walczę, szukam różnych sposobów i zauważyłem, że cztery rzeczy działają szczególnie dobrze:
Postrasz się
Przez długie lata miałem problemy z bólem pleców, ale nic z tym nie robiłem. Dopiero kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co mnie czeka jeśli tego nie naprawię, zacząłem działać.
Trenuję na siłowni, skończyłem kurs jogi i odwiedziłem wielu różnych fizjoterapeutów tak naprawdę tylko dlatego, że wyobraziłem sobie z detalami jak beznadziejnie będzie zostać staruszkiem ze zniszczonym kręgosłupem. A przecież ja zawsze chciałem być tym dziadkiem, który pogra z wnukami w piłkę. 😉
Kiedy nie możesz się za coś zabrać, możesz po prostu wyobrazić sobie ze szczegółami jak będzie wyglądała Twoja przyszłość, jeśli tego nie zrobisz.
Znajdź inną nagrodę
Zrozumiałem też, że nie trzeba zrezygnować z nagrody tu i teraz, czasami wystarczy ją zamienić. Kiedy mam ochotę na słodycze, tak naprawdę nie chodzi o zjedzenie czegoś niezdrowego, ale o coś słodkiego. Nie muszę wcinać Snickersa żeby poczuć się lepiej, wystarczy mi np. suszona żurawina.
To nie zawsze będzie takie proste, ale warto eksperymentować. Jeśli nie możesz wygrać z jakimś złym nawykiem, sprawdź czy zamiana nagrody na jakąś mniej szkodliwą nie rozwiąże problemu.
Umów się
Można też po prostu samemu przypiąć sobie kulę u nogi.
Jeśli o tym, co masz zrobić będziesz decydować spontanicznie i „na bieżąco”, jest większa szansa, że zabierzesz się za rzeczy, których będziesz potem żałować. Wygrają impulsy i raczej te bardziej przyjemne zajęcia. Jeśli zaplanujesz swój czas z góry, jest większa szansa, że spędzisz go bardziej świadomie, bo decyzja będzie podjęta już wcześniej. Oczywiście nie chodzi tutaj o planowanie każdej wolnej minuty, ale generalnie lepiej działa na mnie konkretny plan niż zbyt duża swoboda.
Np. kiedy chciałem nauczyć się podstaw jogi, mogłem powiedzieć sobie, że poćwiczę przed telewizorem. W Internecie jest przecież pełno darmowych filmów. Problem polega na tym, że z tego łatwo byłoby zrezygnować. Zapisałem się na kurs stacjonarny w lokalnej szkole i zapłaciłem z góry. Miałem konkretną godzinę spotkań i nie było wymówek.
Podobnie robię np. z nauką angielskiego. Płacę z góry za cały miesiąc, mam ustalone godziny lekcji i wiem, że kiedy zacznę się wykręcać, moja nauczycielka Sylwia, nie pozwoli mi za szybko odpuścić.
Wprowadź zasady
Bardzo często podejmujemy impulsywne decyzje dlatego, że nic nas nie ogranicza. Możemy kupić kolejną książkę bo… czemu nie? Co z tego, że pod łóżkiem kurzy się 10 innych książek, do których nawet jeszcze nie zajrzeliśmy.
Warto wprowadzać dla siebie samego drobne zasady, np. „posiadam maksymalnie trzy książki, których nie przeczytałem”.
W trzymaniu się diety pomaga mi zasada, że mogę jeść wszystko, na co mam ochotę, o ile wliczę to w bilans kaloryczny danego dnia. Dzięki temu kiedy miałem ochotę na pączka w tłusty czwartek, to nawet mimo limitu 1800 kalorii mogłem go zjeść bez wyrzutów sumienia.
Jakie zasady możesz wprowadzić, żeby utrzymać się przy długofalowym postanowieniu?
Wyobrażam sobie Ciebie, kiedy to czytasz. Jeśli jakimś cudem udało Ci się zabrnąć do końca, masz pewnie kwaśną minę.
To wszystko brzmi ograniczająco i dosyć radykalnie. A gdzie spontaniczność? Gdzie radość z życia i cieszenie się chwilą? 😉
Myślenie długofalowe jest nudne.
Kupowanie jest ciekawsze niż wrzucanie do skarbonki.
Wycieczka jest ciekawsza niż kurs.
Słodycze smakują lepiej niż warzywa.
Ale po czasie ta nuda zamienia się w coś wielkiego. Skarbonka puchnie od oszczędności, kursy dają nowe okazje zawodowe, a lepsza dieta trzyma kontrolę nad zdrowiem.
Czasami cholernie warto sobie coś kupić, pojechać na wycieczkę i zjeść słodycze. Ale są takie projekty, w których pomaga dyscyplina.
Dlatego nie chodzi o ascezę, wyrzeczenia przez łzy i zagryzanie zębów.
Chodzi o świadome dawkowanie sobie nudy w tych projektach, które są dla nas ważne i które za jakiś czas mogą dać nam niezłą nagrodę.
co o tym myślisz?
komentarze