Kiedy jesienią 2018 roku na scenę konferencji Web Summit wszedł Alexis Ohanian – założyciel Reddit – nie opowiadał o technologii, Internecie, czy start-upach.
Z jego wystąpienia zapamiętano dwa słowa: Hustle Porn.
Ohanian nazwał tak problem, który wszyscy widzimy wokół siebie. Parcie na sukces i pogoń za efektami. Pracę do granic możliwości i zdrowego rozsądku. Kult wysiłku, bicia rekordów i przekraczania granic.
Dlaczego sobie to robimy?
Bo mamy wrażenie, że wszystko jest możliwe i dostępne. Na Instagramie każdy młody rodzic jest wiecznie uśmiechnięty i ma w domu idealny porządek, 20 kilogramów gubi się w kilka tygodni, milionowy biznes można stworzyć realizując tylko kilka prostych kroków, a podróże po świecie są jednym wielkim relaksem.
Pełno jest „ekspertów”, którzy przekonują, że też tak możemy. A my wierzymy, że od cudownego życia dzieli nas tylko jedno szkolenie, webinar albo wpis na blogu. Liczymy na prosty i uniwersalny sposób, który zaraz ktoś nam wytłumaczy.
Inwestujemy czas i pieniądze, robimy to, co nam każą, ale efektów nie widać. Staramy się, walczymy, próbujemy, ale nadal jesteśmy w tym samym miejscu.
Genialny program u nas zupełnie się nie sprawdził. Niezawodna ponoć strategia, w naszym przypadku kompletnie nie działa.
Dlaczego? Czy to z nami jest coś nie tak? Za mało umiemy, nie zasługujemy na więcej albo po prostu nie mamy farta?
Personalizacja to jedyne wyjście
Powodów jest sporo, ale moim zdaniem szczególnie szkodliwe jest założenie, że można stworzyć uniwersalne rozwiązania, które sprawdzą się u każdego, bez wyjątków.
Wszyscy są wrzucani do jednego worka, a my mamy zbyt dużą nadzieję, że takie „zawsze skuteczne” systemy faktycznie istnieją.
Przykłady są na każdym kroku:
- Dziewczyna, która zbudowała świetny biznes online i przekonuje, że każdy może osiągnąć to samo robiąc to, co ona.
- Trener personalny, który zapewnia, że jeśli będziesz ćwiczyć tak jak on, sześciopak wyskoczy Ci po miesiącu.
- Podróżnik, który objechał cały świat i sprzedaje sposób na to, jak dosłownie każdy może pójść w jego ślady.
Kiedy zacząłem pisać swoją książkę, chciałem za wszelką cenę uniknąć tego błędu. Bardzo łatwo byłoby opisać metody zarządzania czasem, planowania i realizowania projektów, które sprawdziły się u mnie i obiecać, że zadziała to równie dobrze u innych.
Pewnie część czytelników jest podobna do mnie i dałoby to im faktycznie dużą wartość. A co z pozostałymi? Tymi, którzy mają zupełnie inne podejście niż ja, inną osobowość i sposób działania?
Dla nich byłaby to kolejna ślepa uliczka.
Czy jest jakieś inne rozwiązanie?
Po swojemu albo wcale
Nie zrozum mnie źle – nie twierdzę, że nie warto uczyć się od innych, słuchać rad i bazować na cudzym doświadczeniu. Samemu trudno jest przetrzeć wszystkie szlaki. Mnóstwo zawdzięczam temu, że w pewnym momencie trafiłem na odpowiednie osoby, które mnie zainspirowały.
Chodzi mi o to, że każdy musi zbudować własny filtr, przez który będziemy przepuszczać informacje. Wszystkie sposoby trzeba przerabiać tak, żeby pasowały do naszej sytuacji, możliwości i potrzeb.
Wiem – pewnie zabrzmiało to banalnie, ale zastosowanie takiego podejścia w praktyce wcale nie jest łatwe.
To niestety ta trudniejsza droga. Wymaga pracy, testów, eksperymentów i obserwacji. Znacznie łatwiej byłoby wziąć od kogoś gotowe rozwiązanie i przenieść je do siebie.
Niestety nie wierzę, że jest to możliwe. Ani tym bardziej nie obiecuję, że takie rozwiązania znam.
Każdy z nas jest inny. Różnimy się tak wieloma szczegółami, że w większości wypadków taki uniwersalny system nie istnieje.
Robienie własnej wersji, szukanie własnych sposobów i swojej unikalnej drogi, jest nie tylko bardziej skuteczne, ale przede wszystkim – moim zdaniem – to jedyne możliwe wyjście.
Zaraz Ci to udowodnię.
Robiąc po swojemu masz większą motywację
Załóżmy, że ktoś zdradził Ci doskonałą strategię, wystarczy ją wdrożyć. Początkowo realizujesz wszystkie założenia punkt po punkcie, ale im dalej w las, tym mniej u Ciebie motywacji. Wreszcie rzucasz to w kąt i nigdy nie wracasz.
Każdy przechodził przez coś podobnego. Z czego wynika to zniechęcenie?
Właśnie ze zbyt dużego narzucania nam gotowego procesu. To nawet udowodnione naukowo: im więcej włożysz w coś własnej inicjatywy, pomysłów i pracy, tym bardziej się do tego przywiązujesz. Nazywa się to Efektem Ikea – pewnie domyślasz się dlaczego. Meble złożone samodzielnie doceniamy bardziej.
Podobnie jest z trzymaniem się planów i motywacją do działania. Jeśli ciągle ktoś nam coś narzuca i nie mamy wpływu na kolejne kroki, to szybciej się zniechęcamy. Z kolei jeśli czujemy, że jakieś działanie wynika z naszej inicjatywy, to my je zaplanowaliśmy i przemyśleliśmy, łatwiej jest się zaangażować.
Wniosek: gotowe plany i sposoby są dobre, ale… nie są nasze. Warto na nich bazować, ale trzeba je przerobić, dopasować do siebie, mieć poczucie, że zawierają nasze pomysły. Bez tego jest dużo większa szansa, że rzucisz to w cholerę.
Robiąc po swojemu masz większą satysfakcję
Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda wykorzystali rezonans magnetyczny, żeby sprawdzić jakie sytuacje sprawiają, że w mózgu aktywne są ośrodki przyjemności. Innymi słowy: testowali co powinniśmy robić, mówić albo myśleć, żebyśmy czuli się dobrze. Zauważyli, że jeden sposób działa szczególnie skutecznie.
Kiedy wkoło rezonansu ustawiła się grupka ludzi, a osoba wewnątrz urządzenia mogła opowiadać o swoich poglądach, pomysłach i przekonaniach, w jej mózgu aktywowały się obszary odpowiedzialne za nagrodę. Te same, które pobudzane są np. przez dobre jedzenie, seks albo narkotyki.
Jesteśmy w pewnym sensie „zaprogramowani” na to, żeby wyrażać własne poglądy, mieć inicjatywę i swoje wyjątkowe podejście.
Czujemy wręcz fizyczną przyjemność z tego, że ktoś cierpliwie wysłucha jakie jest nasze zdanie na określony temat.
Niestety działa to też w drugą stronę. Robienie czegoś, co uważamy za nam narzucone i nie nasze sprawia, że czujemy się po prostu mniej szczęśliwi.
Wniosek: najwięcej satysfakcji daje własna inicjatywa, poczucie, że działamy na swoich zasadach, realizujemy swój plan. To znowu nie wyklucza bazowania na doświadczeniach innych, ale to poczucie zrealizowania własnego pomysłu, cieszy najbardziej.
Robiąc po swojemu masz kontrolę
Bierzesz czasami udział w loteriach? Jeśli tak, prawdopodobnie zależy Ci na tym, żeby samemu wybrać liczby na swoim kuponie. Nawet jeśli podświadomie czujesz, że z punktu widzenia matematyki nie ma to większego znaczenia, to taki wybór wydaje się mieć większą szansę na wygraną. To przecież Twoje „szczęśliwe” numery, prawda?
Tutaj kolejny raz potwierdzenie podsuwa nauka, która nazywa to Iluzją Kontroli. Własny wybór daje nam poczucie panowania nad sytuacją. Ludzie wierzą, że mają większe szanse uniknięcia wypadku, jeśli to oni będą kierowcą, a nie pasażerem.
Wniosek: nawet jeśli często to tylko złudzenie, to wzięcie spraw w swoje ręce daje nam poczucie większych szans na sukces. Bardzo trudno jest nam komuś w 100% zaufać. To my wolimy chwycić za stery, czujemy się wtedy pewniej.
Robienie po swojemu to przyszłość
Mimo że ludzi jest na świecie coraz więcej, masowość nie jest w modzie. Wolimy kiedy ktoś traktuje nas indywidualnie.
Klienci są w stanie płacić więcej za produkty szyte na miarę i doceniają je bardziej. Zbieramy tony danych, które pozwalają tworzyć jeszcze lepiej dopasowane do nas urządzenia i komunikaty.
Rozwiązania „dobre dla każdego” już niedługo będą bardzo retro.
Oczywiście najczęściej korzysta z tego biznes, ale powoli dogania go np. edukacja. W Belgii już wdrażają projekty, w których sztuczna inteligencja ma układać indywidualny program dla każdego ucznia.
Wniosek: świat nauki i biznesu już dawno zauważył, że rozwiązania spersonalizowane są skuteczniejsze. Technologia coraz bardziej to ułatwia i coraz częściej będziemy szukać odpowiedzi dopasowanych do nas i szytych na miarę.
Jak zacząć działać po swojemu
No dobrze, nawet jeśli czujesz już, że warto częściej działać po swojemu, to nadal nie do końca wiesz pewnie jak w praktyce to miałoby wyglądać. Na czym dokładnie polega takie podejście?
Moim zdaniem dotyczy to kilku tematów:
1. Twoja sytuacja
„Zrozumieć lepiej siebie” – matko, jak to źle brzmi. 😉 Z drugiej strony, właśnie od tego w pewnym sensie się zaczyna. Im lepiej rozumiemy własną sytuację, możliwości, ograniczenia, swoje preferencje, styl, potrzeby itd. tym łatwiej później dopasować do tego różne rozwiązania.
To może dotyczyć rzeczy dużych i małych. Ja np. musiałem prowadzić przez kilka lat firmę i zatrudniać ludzi, żeby przekonać się, że budowanie i zarządzanie zespołem to nie jest zajęcie dla mnie. Kiedy to zrozumiałem, moja praca cieszy mnie duuużo bardziej, bo dostosowałem ją lepiej do swojego stylu.
Im więcej takich „faktów” o sobie się dowiemy, tym lepiej ułożymy pod to różne plany. A z kolei takie lepsze dopasowanie da nam więcej radochy z tego, co robimy i będziemy mieli większą motywację.
Warto obserwować i sprawdzać jak reagujemy na różne sytuacje i role.
2. Nawyk przerabiania
Mam wrażenie, że przerabianie na własne potrzeby to po prostu nawyk, który można wyrobić. Tak samo, jak np. zwyczaj codziennego czytania przed snem.
Na początku trzeba się do tego zmuszać i o tym pamiętać, ale po czasie staje się czymś zupełnie naturalnym.
Jeszcze raz podkreślam – warto, a nawet trzeba, uczyć się, inspirować, podglądać innych. Ale zamiast liczyć, że da się skopiować różne pomysły, lepiej zastanowić się jak można je przerobić, zaadaptować i połączyć z innymi, żeby były bardziej „nasze”.
Nie licz na to, że znajdzie się aplikacja, trener albo szkolenie, które dadzą Ci gotowe odpowiedzi. Musisz zbudować własny filtr i wszystko przez niego przesiewać.
3. Eksperymenty
Podejście, o którym piszę jest trudne, bo wymaga prób i zaakceptowania tego, że nie wszystko zadziała. Oczywiście przyjemniej byłoby liczyć na gotowe rozwiązania, ale to za bardzo optymistyczne podejście.
Niestety trzeba włożyć trochę pracy w przeróbki, eksperymenty i modyfikacje. Niektóre pomysły trzeba szlifować, dać im czas. Ale warto bo nic nie zastąpi satysfakcji z tego, że zbudowaliśmy coś po swojemu i nic nie da takich efektów, jak rozwiązanie idealnie dopasowane do nas.
Przykład – jak zastosować takie podejście
To wszystko może wydawać się dosyć abstrakcyjne, bo piszę ogólnie – bez odniesienia do konkretnego tematu i dziedziny.
Robię to oczywiście specjalnie. Uważam, że tematyka nie ma tu większego znaczenia. Ten problem jest uniwersalny.
Dobrym przykładem są jednak na pewno tematy, które pojawiają się na tym blogu. Bardzo dużo miejsca poświęcam szeroko rozumianej produktywności i zarządzaniu sobą w czasie. Piszę o planowaniu, ustalaniu priorytetów, sposobach na prokrastynację itd.
Napisałem też na ten temat książkę i wiem, że w tej dziedzinie działanie na własnych zasadach jest szczególnie ważne. Dlaczego?
Niektórzy z nas są bardziej dokładni i poukładani, inni wolą spontaniczność i swobodę. Jedni uwielbiają skomplikowane aplikacje, innym wystarczy mała karteczka papieru itd.
To oczywiste, że różne osoby będą na różne sposoby radziły sobie ze swoim czasem i planami.
Nie da się stworzyć uniwersalnej metody, która zadziała u każdego.
Trzy punkty, które opisałem wyżej będą więc tutaj idealnie pasowały:
- Najpierw warto zrozumieć swoją sytuację – jak działasz, co Cię motywuje itp. Np. czy lubisz dokładnie planować, czy wolisz większy luz?
- Potem zacznij przerabiać – naucz się kilku metod, które pasują do Twojego stylu, ale na tym się nie zatrzymuj. Modyfikuj, dodawaj od siebie, usuwaj to, co nie pasuje. Np. jeśli ktoś sugeruje pracę w blokach czasowych po 25 minut, to możesz się tym zainspirować, ale długość takiego bloku dobierz samodzielnie pod siebie.
- I wreszcie: eksperymentuj – jeśli jakaś modyfikacja nie zadziałała, to może warto spróbować trochę inaczej? Obserwuj, wyciągaj wnioski i próbuj dalej. Np. przez tydzień testuj różne długości bloku czasowego i sprawdzaj, który będzie najlepszy.
Metoda Tęczówki – moja książka
Tak, jak wspominałem wyżej, idea działania w zgodzie z sobą i po swojemu stała się jedną z głównych założeń mojej książki.
To pierwsza taka książka o zarządzaniu sobą w czasie i produktywności, która nie narzuca sztywnych metod i która uwzględnia to, że każdy z nas jest inny i ma własny styl działania.
Napisałem ją tak, żeby była konkretna i użyteczna. Pomoże Ci lepiej zorganizować swoją pracę i codzienne zajęcia. Opisałem aż 40 prostych sposobów i dałem konkretne rady jak wybrać te, które sprawdzą się u Ciebie i pozwolą Ci zaoszczędzić mnóstwo czasu.
Jeśli masz ochotę dowiedzieć się więcej o mojej książce, szczegóły znajdziesz pod adresem klosinski.net/metodateczowki
Podsumowanie
Takie podejście sprawdzi się jednak w każdej innej dziedzinie. Jeśli chcesz zrzucić kilka kilogramów, nauczyć angielskiego, zbudować fajny biznes, czy znaleźć nową pracę, to nie licz na gotowe rozwiązania. Możesz mieć szczęście i trafić na coś, co akurat będzie do Ciebie pasowało, ale w większości wypadków skończy się rozczarowaniem.
Nastaw się na przeróbki, poszukiwania i działanie po swojemu.
Spróbuj dostosować świat do siebie, zamiast próbować dostosować się do świata. 😉
co o tym myślisz?
komentarze